piątek, 6 września 2019

O psychoterapii, bólu duszy i niezgodzie na utarte opinie

Lubię takie porównanie, że jeśli ktoś ma zapalenie oskrzeli, to idzie do internisty. A jeśli nie radzi sobie z uczuciami, to też musi iść do lekarza. Tylko do jakiego? – oto jest pytanie.


Dawno nic u mnie nie było. Po dłuższej przerwie, na blog wrzucam – kolokwialnie mówiąc – tekst, któremu chcę nadać drugie życie. Bo jest to kawałek, który Już-Gdzieś się ukazał.

A może tego pierwszego życia w ogóle nie było?!

Tekst został obśmiany. Co z tego, że mieścił się i mieści w obecnym mainstreamie myślenia o psychoterapii. I dokładnie tłumaczy, kim jest to dziwne „zwierzę” nazywane psychoterapeutą. I czym owa profesja różni się od sławetnego psychologa, który kojarzy się trochę z problemami, trochę z pomocą, a w sumie to nie-wiadomo-z-czym. A stąd już prosta droga, by MUSIEĆ mówić, że... się nie podoba. Wielu z nas tak właśnie robi. Nie wiemy czegoś, albo wiemy niezbyt dokładnie – zatem na wszelki wypadek wolimy skrytykować i ocenić.

Moje pojawienie się na blogu jest więc również o tym. Bo do decyzji o publikacji swojego artykułu dojrzewałam naprawdę długo. Jak pisze Anita Janeczek-Romanowska (post, który w tym miejscu podlinkowywałam, autorka usunęła z sieci): „Psycholog to przede wszystkim człowiek”. A samo TO słowo, które określa profesję – i tu już moja opinia – nieco wyświechtane. Czyż nie?! Może warto byłoby przy okazji zapytać: jakie nasze myśli i lęki gromadzi?

Do przeczytania tekstu, mimo wszystko, zachęcam.

*  *  *

Psycholog i psychiatra – to nie jedyne profesje, u których można szukać pomocy w zakresie zdrowia psychicznego. Trzecią specjalnością, często niebraną pod uwagę, a może nie do końca zrozumianą, jest psychoterapeuta.

Oczywiście, bardzo często psychoterapeuta jest jednocześnie psychologiem. Ale specyfika pracy i jednego, i drugiego polega na czym innym. Zatem gdy mówi się o mitach związanych z zawodem psychologa i kreśli obrazek, jakoby ten rozmontowywał na kawałki człowieka spoczywającego na kozetce – jest to nieporozumienie. Nie chodzi przy tym o obalenie fałszywego przekonania, ale to, że psycholog nie spotyka się z klientem w takich okolicznościach.

Trochę o różnicach
W polskiej rzeczywistości psycholog jest najczęściej kimś, kto stawia diagnozę psychologiczną. W tym celu posługuje się różnymi testami psychologicznymi, do czego zresztą jest przygotowywany w trakcie swoich pięcioletnich studiów magisterskich. Popularny jest choćby test inteligencji opracowany przez Davida Wechslera – za pomocą którego mierzy się IQ. W efekcie test okazuje się przydatny w rekrutacji bądź diagnostyce zaburzeń u dzieci. Niektóre z testów zdolności są jednak bardziej wyspecjalizowane i badają np. szybkość liczenia, zdolność myślenia abstrakcyjnego czy umiejętności werbalne. Poza tym, testy właśnie pozwalają orzekać o nieuświadomionych potrzebach i opiniach człowieka (testy percepcji) albo mierzą osobowość, w różnych jej aspektach (kwestionariusze osobowości). To powód, dla którego te ostatnie również wykorzystuje się podczas rekrutacji – do określenia przydatności na danym stanowisku. Gdzie zatem można natknąć się na psychologa? W szkole, poradni psychologiczno-pedagogicznej, wielu działach HR, PR, nadto coachingu, a nawet marketingu.

Z kolei psychiatra jest lekarzem medycyny. Nie pomyli się ten, kto kojarzyć będzie go po prostu z farmakologią. W praktyce wygląda to tak, że psychiatra słucha pacjenta, diagnozuje na podstawie objawów i szuka rozwiązania w postaci lekarstw. – Oczywiście, dobry psychiatra wie, że bardzo ważną rzeczą jest kontakt z pacjentem, dlatego poza wypisaniem recepty będzie się starał nawiązać z nim relację. Słuszność takiego postępowania potwierdzają badania, według których skuteczność leczenia farmakologicznego zależy od tego, jak pacjent czuł się przyjęty przez lekarza i czy ten wzbudził jego zaufanie – mówi Wojciech Sulimierski, psychoterapeuta z Pracowni Dialogu, poradni psychologicznej oferującej różnego rodzaju terapie, konsultacje, warsztaty, porady.

W istocie mogą to być proste gesty: przywitanie, uśmiech, wysłuchanie z uwagą, kontakt wzrokowy, wychylenie ciała do przodu. – Nie jest to psychoterapia sensu stricte, tak jak rozumieją to psychoterapeuci. Ale kontakt międzyludzki, porozmawianie z pacjentem o zwyczajności – bez wątpienia mu pomaga. Coś takiego jest zresztą ważne w każdym kontakcie lekarskim, a psychiatrycznym w szczególności – dodaje specjalista.

Ten trzeci
Pora napisać, kim jest psychoterapeuta. To człowiek, który ukończył specjalne, kilkuletnie studia podyplomowe, kształcące w zakresie psychoterapii. Rzecz jasna, dobrze jest, jeśli osoba taka skończyła wcześniej studia psychologiczne, ale równie dobrze mogą to być kierunki, takie jak filozofia czy socjologia, a nawet zupełnie „nie humanistyczne”. Psychoterapeuta pomaga pacjentowi w rozpoznaniu jego własnych stanów i uczuć, pozwalając niejednokrotnie dotrzeć do głębokich, wewnętrznych i nieuświadamianych konfliktów. Ich rozwiązanie może przełożyć się na zmianę zachowania osoby zwracającej się o pomoc, a docelowo – poprawić jej jakość życia.

Co istotne, psychoterapeuta to jedyny z opisywanych tu specjalistów, który... nie radzi. – Naturalnie, są różne nurty terapii i w niektórych psychoterapeuta może być stroną wprost coś sugerującą, dającą pacjentowi konkretne zalecenia odnośnie zachowania. Jednak, zasadniczo, to nie jest jego zadanie. Jeśli ktoś radzi, to znaczy, że występuje z pozycji autorytetu, kogoś mądrzejszego, wiedzącego lepiej. Czyli może to być psycholog, psychiatra, również doradca zawodowy – mówi Wojciech Sulimierski.

Z psychoterapią jest też związana inna profesja, mianowicie superwizora. Osobę taką określić można jako psychoterapeutę-seniora. Co robi? Psychoterapeucie – młodemu lub ze średnim stażem – pomaga lepiej zrozumieć pacjenta, a co więcej: ułatwia mu przetworzenie własnych uczuć. Bo te, choć zazwyczaj nieokazywane podczas terapii, powstają i gdzieś muszą się kumulować. Warto pamiętać, że terapeuta, mimo istnienia różnych technik terapeutycznych, pracuje głównie sobą.

Role mieszane
Zdarza się też, że kryteria podziału się zacierają. Bo można sobie wyobrazić, że lekarz psychiatra – po swoich studiach i specjalizacji – rozpoczął studia z psychoterapii. W środowisku psychoterapeutycznym przyjmuje się, że takich osób (psychiatrów z tytułem psychoterapeuty) jest 15 – 20 procent. Dalej, bywa i tak, że lekarze, który skończyli medycynę, rozpoczynają studia psychologiczne. Wreszcie psychoterapeuta może zapragnąć studiować medycynę, choć to akurat wydaje się najmniej prawdopodobne.

Natomiast w przypadku specjalistów, zwłaszcza tych wypowiadających się na szerszym forum, np. w mediach, istotna jest praktyka kliniczna. Stąd, gdy chce się tłumaczyć zawiłości ludzkiej psychiki, psycholog to nierzadko wątpliwe źródło eksperckiej wiedzy. – Taka osoba ma w trakcie studiów solidny przedmiot, dotyczący psychopatologii człowieka. Ale jeśli nie pracuje potem w obszarze psychologii klinicznej, ta wiedza jest trochę martwa – mówi psychoterapeuta z Pracowni Dialogu.

Pytanie: do kogo iść, gdy dopadną nas trudności, jest w istocie pytaniem: do kogo nam bliżej albo łatwiej. Zarówno psychiatrzy, jak i psychoterapeuci są tak szkoleni, by umieć rozeznać, czego potrzebuje pacjent. Osoba, która wybierze psychiatrę, nie powinna się więc dziwić, gdy ten zaleci jej kontakt z psychoterapeutą. I na odwrót. Sprawdzają się też obie metody leczenia, stosowane jednocześnie.

Pełna publikacja mojego artykułu, który w oryginalnej wersji opatrzony był tytułem „Na ból duszy”: „Zdrowie Menedżera”, lipiec-sierpień 2013 r.

4 komentarze:

  1. Cieszę się z Twojej opinii, i dziękuję. :-) Wiesz, ta wiedza jest bardzo klarowna i nie jest wiedzą tajemną. Chyba jednak, póki co, nigdy dosyć pisania o tym. I nie o to chodzi, że chorujemy i szukamy pomocy, lecz byśmy niepotrzebnie nie ulegali powszechnym wciąż, błędnym wyobrażeniom dotyczącym tych profesji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :-) Pewnie nic mądrego nie odpowiem. Ten rozdział pomiędzy psychologami, psychoterapeutami a psychiatrami jest w gruncie rzeczy bardzo prosty. Myślę, że fajnie by było, gdyby wszyscy, a przynajmniej jak najwięcej osób chciało to sobie uświadamiać.

      Usuń