![]() |
Foto: arch. pryw. |
„Czy podwładny, czując, że przełożony postępuje źle, powinien reagować?
W każdym przypadku ma moralny obowiązek protestowania.”
– ks. Jan Kaczkowski, „Życie na pełnej petardzie”.
To nie jest temat łatwy. Wymaga odwagi. Ale są sytuacje, gdy milczenie boli bardziej niż konfrontacja. Bo kiedy godność zostaje naruszona – nawet nie wprost, może tylko tonem, może aluzją – to wewnętrzny kompas zaczyna drżeć.
Czasem nawet nie chodzi o to, co ktoś powiedział, ale o to, jak to zrobił. Kiedy głos staje się zbyt głośny, spojrzenia zbyt wymowne, a krytyka: publiczna i pełna emocji – łatwo poczuć się bezwartościowym. Ale to iluzja. To nie my jesteśmy problemem, tylko sposób, w jaki nas potraktowano.
W takich chwilach wracam do słów ks. Jana Kaczkowskiego. Tak, on to miał odwagę być sobą. Miał też odwagę sprzeciwić się, gdy było trzeba. I mówił o tym wprost. Że posłuszeństwo nie oznacza uległości za wszelką cenę. Że nie wolno pozwolić na łamanie własnego sumienia – czy to w klasztorze, czy w pracy, czy w codziennym życiu.
Nikt z nas nie powinien „sadzić sadzonek korzonkami do góry” tylko dlatego, że ktoś wyżej tak zdecydował. Żadne „polecenie z góry” nie tłumaczy wyrządzonej krzywdy. Bo gdy widzimy zło lub niesprawiedliwość, naszym obowiązkiem jest sprzeciw – spokojny, ale stanowczy.
Osobiście mam nadzieję, że tego typu rozmowy – choć trudne – będą miały sens. Że zrodzą refleksję. A może dotkną sumienia. Bo każdy z nas ma prawo być traktowany z szacunkiem. I czuć się bezpiecznie. Tak jak ten kot wylegujący się na witrynie sklepu – w cieple i spokoju. Bez brania na siebie winy za to, jak reaguje ktoś inny.
Brzmi znajomo? Tak, i właśnie tak ma brzmieć. Więc może zadaj sobie dziś pytanie: kiedy ostatni raz powiedziałaś, powiedziałeś do siebie:
„Mam prawo się nie zgadzać”?
Albo: „To nie jest w porządku. Proszę tak do mnie nie mówić”?
A może byłaś, byłeś po tej drugiej stronie?
0 comments
Prześlij komentarz