środa, 30 września 2015
O nieszablonowej gazecie zamkniętej w gablocie, czyli dziecięca opowieść, która mnie urzekła
Foto: arch. pryw. No napisane to zostało tak, jakby ze stron pachniało jaśminami. Na pożółkłych kartkach starej gazety – słowa pisane przez dzieci dla dzieci. Jeszcze jedna wycieczka w przeszłość. W Otwocku może to już ostatnia. Zżymam się, że tutaj zewsząd otacza mnie starość, a opór przed zmianą i tym co nowe wisi w powietrzu, jednak historia wyczytana na kartach wydawanego do 1939 roku „Małego Przeglądu” wręcz mnie urzekła. Językiem, poetyckością, niewinnością, klimatem… To brzmiało zupełnie inaczej niż słowa, które sączyły się w mojej głowie. A może wyobraźnię poruszyły zapach muzealnego kurzu czy chłód wrześniowego poranka, a przy tym dziwne ostatnio dla mnie poczucie wyciszenia. Jak nie ja i jak nie tu , do Muzeum Ziemi Otwockiej postanowiłam wrócić. Miło też, że pan kustosz dał się wyciągnąć ze swojej kanciapy, by pokazać mi właściwą gablotę. Bo moja pamięć chciała mnie wieść innymi ścieżkami, błędnie niestety.
czwartek, 24 września 2015
O spacerach, kultywacji starości i moim żegnaniu się z Otwockiem
Foto: arch. pryw. Z tych spacerów zapamiętam pytanie mojego męża o to, kto wymyślił balon. Ale też i moje własne rozkminy dotyczące tego, że chroniąc starość, można przecież o nią zadbać. Gdy w czasie jednego z wrześniowych spacerów mąż zapytał mnie o ten balon, pamiętam – patrząc na naszą córkę, skwitowałam to krótko: A wiesz, dobre pytanie. Słowa zostały w mojej głowie i uznałam, że tak będzie brzmiał tytuł kolejnego wpisu * . Właśnie o tych spacerach. I o moim żegnaniu się z Otwockiem.
środa, 16 września 2015
O grach rodzinnych i tym specyficznym języku, który przyswaja się drogą osmozy
Dopiero za kilka lat odkryję, że niektóre rodziny nie lubią zadawać pytań, bo powoduje to utratę kontroli bądź uwagi. Dopiero za kilka lat, mając wciąż do czynienia z podobnymi zachowaniami, tak to nazwę. Brzmi okrutnie, wiem. Niestety. Spotkanie w gronie najbliższych mogłoby wyglądać tak. Siedzimy na przyjęciu, na które przyszliśmy z kilkutygodniowym niemowlęciem. – A do kogo jest podobne? – zaczyna się zastanawiać jedna z ciotek. Nie podejmuję tematu, bo mam nadzieję, że do nikogo z nas. W mojej córeczce wolałabym widzieć podobieństwo do męża, który do mnie nie jest podobny ani trochę. – Do innych niemowląt – odpowiada moja mama, która nie przepada za niemowlętami.