piątek, 26 października 2012

O szukaniu swojej drogi i życiu na przekór schematom, czyli historia Marii

Tym tekstem rozpoczynam w „Rzeczpospolitej” cykl o młodych ludziach, którzy właśnie wkraczają na rynek pracy. A którym pomogła w tym ich własna pasja. Maria, podobnie jak ja, jest po psychologii, pracuje zaś w organizacji pozarządowej, gdzie odpowiada za rekrutację i szkolenia wolontariuszy. Czego uczy nas jej historia?


W podstawówce zafascynowała ją historia. Jako laureatka olimpiady z tego przedmiotu dostała się bez egzaminów do liceum. Wybrała klasę, w której mogła realizować kolejne zainteresowania – uczyć się łaciny i niemieckiego. Bo pasja historyczna ustąpiła miejsca nauce starożytnego języka. – Pociągała mnie kultura, która ukazywała człowieka z nieznanej mi dotąd perspektywy – mówi Maria.

Marzenia, ambicja i upór

Pochodzi z Chełma, a mieszka w Warszawie, gdzie studiowała. Mówi, że w wielkim mieście potrafiła się odnaleźć dlatego, że od początku nie była sama. Razem z nią na psychologię szli trzej inni finaliści olimpiady z języka łacińskiego. Wybór kierunku studiów miał być jednak rozwiązaniem tymczasowym, bo nie powiodły się inne plany.

– W czwartej klasie miałam dylemat. Myślałam o medycynie, co nie odpowiadało moim rodzicom, sugerującym prawo lub ekonomię – opowiada Maria.

Zgodziła się na kompromis: rozmowę z doradcą zawodowym w urzędzie pracy w zamian za możliwość startu na studia medyczne. W efekcie dowiedziała się, że ma predyspozycje do trzech zawodów: psychologa klinicznego, detektywa i adwokata. Podczas rekrutacji na medycynę powinęła jej się noga na fizyce. Ale miała wolny wstęp na kilka uczelni i postanowiła przeczekać rok na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Na otarcie łez

Medycynę studiował za to jej kolega z harcerstwa. Pocieszał ją po porażce, tłumacząc, że przecież każdemu lekarzowi wiedza psychologiczna jest niezbędna. Sugerował, by została wolontariuszką w hospicjum dla dzieci. Pół roku pracy przy chorych miało ją przekonać, czy nadaje się na lekarza.

W efekcie była wolontariuszką przez cztery lata. Postanowiła też nie zmieniać kierunku studiów. – Na czwartym roku trafiłam na zajęcia z psychologii zdrowia i dopiero wtedy otworzyły mi się oczy. Poczułam, że robię coś, co naprawdę mnie interesuje. Myślę, że gdybym zdała na medycynę, to byłabym lekarzem w hospicjum – uważa dzisiaj.

Pytana, co szczególnie pociąga ją w tym miejscu, odpowiada, że to źródło wiedzy, której nie znajdzie się w żadnej książce. – To świadomość, że wszystko, co robię, ma swój kres i nie wolno mi tracić czasu. Daje mi to odwagę szukania swojej drogi i niewchodzenia w żadne schematy – dodaje Maria.

Po drugiej stronie

Na piątym roku studiów wyjechała na erasmusowskie stypendium do Wiednia. W mieście o najsilniejszej tradycji psychologicznej znalazła się dlatego, że potrafiła przekonać komisję kwalifikacyjną, po co tam jedzie. Nie nęciło jej jednak magiczne nazwisko Freuda. – Powiedziałam, że interesuję się psychologią zdrowia. Ciekawiła mnie psychologia austriacka i kierunek związany ze szkołą Wiktora Frankla. Przez Internet znalazłam zajęcia, na które chciałam chodzić – wyjaśnia.

Także za granicą pracowała jako wolontariuszka. Oprócz wiedzy i nowych doświadczeń przywiozła z Wiednia pomysł na szkolenia dla studentów ostatnich lat i absolwentów, jak założyć i prowadzić firmę. – To była iskierka w tunelu. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że to ja mogę być po drugiej stronie – śmieje się Maria.

Propozycja nie do zapomnienia

W Warszawie na powrót musiała zająć się badaniami, do których obligowały studia. Wolontariat wykorzystała jako pole doświadczalne do pracy magisterskiej. Interesował ją stres u wolontariuszy pracujących w hospicjum. Za namową promotora dołączyła do pracy badanie potrzeb szkoleniowych tych osób. – Wolontariat w hospicjum dla dzieci dopiero raczkował i dostrzegłam potrzebę wejścia tu ze szkoleniami. Liczba osób do badań okazała się jednak niewystarczająca, wobec czego udałam się do hospicjum dla dorosłych. Przy okazji trafiłam na informację o wolnym etacie dla psychologa – wspomina Maria. O wakacie w organizacji non-profit przypomniała sobie, kiedy nie dostała odpowiedzi od kolejnego pracodawcy, do którego wysłała aplikację. Teraz swój pomysł na szkolenia realizuje w Biurze Zawodowej Promocji Absolwentów UW.

Rady Marii:

• Przed decyzją o wyborze kierunku studiów porozmawiaj z doradcą zawodowym, który sprawdzi twoje predyspozycje i umiejętności.
• By nie wpasowywać się w schematy, pracuj nad odkryciem swoich mocnych stron.
• Do pracodawcy najlepiej idź z własnym pomysłem, sposobem na zaczepienie się w firmie może być przeprowadzenie tam badań do pracy magisterskiej.
• Porażka może przynieść dużo dobrego, bo jest informacją, że twoja droga powinna być inna.
• Po studiach zostań przy tym, co do tej pory dawało ci pracę dorywczą, pozwoli ci to nie łapać się pierwszego z brzegu zajęcia.

Pełna publikacja mojego artykułu: „Rzeczpospolita”, 27.11.2002

0 comments

Prześlij komentarz