środa, 17 października 2012

O tym, co robi z nami słowo „kryzys”

W naszym słowniku jest sporo magicznych słów, czasem nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.


Dyplomatycznie zacznę, bo chodzi o słowo, które widzicie w tytule wpisu. Zapewne już w tym miejscu robię poważny błąd, na jaki zwracają uwagę teoretycy PR. Bo użyłam go właśnie w tytule. Ono przyciąga, ale – co do czego nie mam wątpliwości – budzi bardzo negatywne emocje. Kiedyś jeden z moich wykładowców na studiach mówił, że media wręcz unikają tego sformułowania i nie należy tak tytułować komunikatów prasowych. Ale proszę, życie niesie duże zmiany. Wystarczy poprzeglądać w Internecie (albo prasie) informacje o tym, co dzieje się na świecie; przysiąść nad tym, tak codziennie po trochu, przez kilka dni. A jeśli założyć, że człowiek wierzy w to, co piszą media – efekt w postaci chociażby palpitacji serca murowany. No bo jak może czuć się osoba, która czyta, i to tak jeden tekst po drugim: „Lawina upadających w Polsce firm – tysiące ludzi traci pracę” albo „Przyspiesza lawina upadłości firm” albo „W miastach X i Y przed bezrobociem nie uciekniesz” albo „Szykujmy się na czarny scenariusz. Wzrost bezrobocia dopiero nadciąga”. Zapewniam, że przytoczone tu tytuły to tylko przykłady.

A Ty jesteś właśnie osobą, która boi się o swoją posadę, bądź rozpaczliwie próbuje ją znaleźć.

I wreszcie mam. Ktoś z dziennikarzy czy wydawców ma odwagę opublikować tekst, opatrzony tytułem: „Przedsiębiorcy straszeni kryzysem ograniczają inwestycje”. Prawda, że brzmi inaczej? Autor już w pierwszych słowach stwierdza, że decyzje ludzi biznesu mogą Polsce pomóc obronić się przed recesją, ale ostatnio są oni wciąż nią straszeni. W istocie artykuł bazuje na wypowiedzi Andrzeja Arendarskiego, prezesa Krajowej Izby Gospodarczej, który wyraźnie szuka przeciwwagi dla tego, co i jak relacjonują media. Brawo! Na to, czy obecna sytuacja gospodarcza zostanie zinterpretowana jako zagrożenie, wpływ ma przecież ocena własnych umiejętności poradzenia sobie z nią. A strach idealnie podsyca uczucie niepewności, co media – świadomie bądź nie – wykorzystują. Zaręczam, że lektura takiego tekstu jest o wiele przyjemniejsza niż tych, których tytuły podałam powyżej. Optymistycznie brzmi też koniec: „Są takie branże, jak np. branża budowlana, w której cierpią wszyscy, natomiast generalna kondycja gospodarki jest w dalszym ciągu dobra”.

Nie przekonuje mnie natomiast teoria, na którą powołuje się autor kolejnego artykułu, a zgodnie z którą już człowiek pierwotny w sytuacjach zagrożenia, np. zjedzenia przez drapieżniki, szukał osób mogących pomóc mu zabezpieczyć się przed nim. Tak rozpocząć się miała kariera różnego rodzaju szamanów i wyroczni przepowiadających przyszłość w tonie alarmistycznym. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że strach może działać mobilizująco. Ok, ten alarmistyczny ton zmusi mnie do obrony. Niewątpliwie warto zdawać sobie sprawę z czyhających zagrożeń. Ale żadnym obawom nie można dać się zadręczyć, albo taki niezdrowy strach jeszcze samemu podsycać.

0 comments

Prześlij komentarz