wtorek, 12 grudnia 2017

O pracy i relacjach w pracy, czyli uwaga na drugi obieg

Efekt Marianny to zjawisko. Nie pytajcie mnie jednak, czy historia, którą zamieszczam na blogu, jest o Was. Zapytajcie o to samych siebie.

W tamtym miejscu reguły gry były wyjątkowo niejasne. Ją zdziwiło, że o szczegółach związanych z powierzonymi jej obowiązkami nie opowiadał jej Szef. Sądziła, że to od niego dostanie klarownie przedstawione wymagania, tymczasem znalazła się w sytuacji, w której po prostu musiała się domyślić, na czym będzie polegała jej rola, i czym będzie się zajmować. Proszę zaprzyjaźnić się z koleżanką, z którą będzie Pani ściśle współpracować – jak mantrę powtarzał wciąż Szef.

No tak, nowa praca to nowe zwyczaje. Brzmi banalnie? I tak, i nie. Dla pracownika typu zadaniowca, jakim jest (albo, według innej nomenklatury: zorientowanego na cele), w dodatku osoby samodzielnej i nastawionej bardziej na szukanie rozwiązań niż wykonywanie rutynowych, nie zawsze ambitnych zleceń – okazało się to trudne. Co z tego, że Szefa ceniła i dobrze się z nim dogadywała.

Nie tknęło jej, jak źle mówi się w firmie o Mariannie, która wówczas była na tzw. wylocie. Również Szef, gdy o Mariannie opowiadał, przedstawiał ją w niekorzystnym świetle; a potrafił przy tym gadać jak nakręcony. Urzekło natomiast, że na korytarzach kłaniali się sobie i pozdrawiali uśmiechem nawet obcy sobie ludzie. Kultura, taka przez duże „K”, bo jej nie kłaniał się przecież sąsiad z bloku, mieszkający na tym samym piętrze. Była pod wrażeniem zwyczajów panujących w nowym miejscu pracy. Zaś Mariannę, co do której w istocie nie wiedziała, co zrobiła, i jakie „grzechy” popełniła, ceniła za… spokój i opanowanie. Tak, to było COŚ – w obliczu tych wielkich, intensywnych emocji okazywanych przez inne panie. Głośnych okrzyków i westchnień, pokładania się ze śmiechu, wybuchów złości czy furii, ale i nieskrywanych dąsów, obracania się na pięcie w geście obrazy czy trzaskania drzwiami. Przez skórę czuła, że stała się elementem jakiegoś dziwnego układu.

Ale o tym miała się jeszcze przekonać, tym bardziej że w wyniku tzw. relokacji znalazły się nagle razem, w jednym pokoju. Wraz z Tą Trzecią. I oto okazało się, że można siedzieć przez cały dzień – bite osiem godzin, niemal nic do siebie nie mówiąc. Nic, poza kurtuazyjnym „dzień dobry” i „do widzenia”, czasem zdawkową uwagą bądź inną wymianą grzeczności. Nie rozumiała dlaczego. Marianna wchodziła do firmy, robiła swoje (a każdym razie: siedziała przy komputerze) i wychodziła. Ta Trzecia nie odzywała się również. W takim towarzystwie nie sposób się było poczuć jak w zespole.

Teraz to rozumie. Że można nie chcieć podtrzymywać konwersacji – by chronić siebie. Z Tą Trzecią są w pokoju już tylko we dwie. Milczą, pewnie każda na swój temat. A na wylocie jest teraz ona. Ale myliłby się ten, kto by sądził, że pracownicy ze sobą tu nie rozmawiają, bo on-line, czytaj: w komunikatorach internetowych, aż wrze. Ona jednak w grach biurowych nie uczestniczy, z założenia.

„Wysłałaś ją do mnie? Czy miała natchnienie pogadać?” – widniało jak wół, w oknie komunikatora, w prawym dolnym rogu ekranu, na komputerze Tej Trzeciej. Została przez nią przywołana zaraz po tym, jak weszła do pokoju, i miały omawiać ciekawy przypadek, na który, hm, trzeba było spojrzeć. „No widzisz, i to pokazuje, że ona się na tym kompletnie nie zna, bo…” – a to już wiadomość z komunikatora z następnego dnia; koleżanka, z którą miała ściśle współpracować, nie dawała za wygraną.

Cichy mobbing – to, co przeczytała: Gdzieś, utwierdziło ją tylko we wcześniejszych domniemaniach. Warto nazywać rzeczy po imieniu. Oczywiście, w pewnym momencie zorientowała się, że atmosfera wokół niej gęstnieje. Gdy dziś analizuje wszystko raz jeszcze, szczególnie dobrze pamięta poczucie dezorientacji, z którym zmagała się przez długi czas. Był też etap, gdy z zaskoczeniem odkryła, że jest pomijana w życiu firmy. Skoro bowiem szykowało się wielkie święto: i dla firmy, i dla jej zespołu – dlaczego o rutynowych przygotowaniach nikt jej nie powiedział? Obwiniano ją również o to, że realizacja jakiegoś zadania (z którym, nota bene, „zawsze był problem”) przesuwa się w czasie – właśnie z jej powodu. „Wszystko przez ciebie!”. Komuś było wygodnie myśleć, że nie ogarnia; to słyszała często, z różnych ust, wreszcie i Szefa, który publicznie wielokrotnie ją chwalił. Opinia musiała wędrować jak kula śnieżna. Słuchy. Rzecz jasna, pytanie: jakie słuchy, należałoby uznać za idiotyczne. W każdym razie, doszły do uszu tych, którzy mieli decydować o jej losie – tak brzmiał oficjalny zarzut. Były i inne. Że nie spełniła oczekiwań zespołu. Jakich? O, to jest dobre pytanie!

Przyszedł dzień, że już nie miała ochoty oponować słysząc: „Nie zawracaj dupy (innym)!” – od Koleżanki, z Którą. Ten moment, w którym, o dziwo!, to od Niej, a nie od Szefa, dowiedziała się, że jest już: Po Fakcie.

I pomyśleć, że to ludzie ludziom…

Historię przytaczam tu dlatego, bo przecież są różne gry biurowe. A do każdej z nich potrzeba co najmniej dwóch graczy. Jeśli uczestników jest więcej, to i więcej wersji tych samych wydarzeń. Mój tekst pokazuje właśnie jedną z perspektyw pewnego ciągu zdarzeń. Pamiętajmy, że w praktyce to zazwyczaj oznacza jednak brak podium dla zwycięzców.

Wpis inspirowany prawdziwą historią.

7 komentarzy:

  1. Ja podejmując nową pracę miałam jasno powiedziane co będzie należeć do moich obowiązków. Niestety, z czasem zaczęłam wykonywać obowiązki wykraczające poza mój zakres obowiązków i moje stanowisko pracy (miałam stanowisko grafika i tylko elementami graficznymi miałam się zajmować, a nie raz robiłam również za informatyka, czego nie powinnam robić. Tłumaczenie było takie, że skoro jestem na 1 roku informatyki to i takie rzeczy będę robić, nie miałam zawarte tego w umowie, że mam robić tak jakby na dwa stanowiska). Efektem tego było to, że wychodziłam po godzinach pracy, nie miałam za to płacone ani nie mogłam odebrać tych godzin, w efekcie - zwolniłam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, bo tę historię opowiadałam już kilku osobom i każdy reaguje na inny jej element. Dziękuję za komentarz i podzielenie się swoim doświadczeniem. :-) À propos wymagań, Szef mojej bohaterki zapytał ją w końcu, tj. po paru miesiącach, czy wie już, co będzie należało do jej obowiązków.

      Usuń
  2. Ciekawa historia. I czuć, że inspirowana prawdziwymi wydarzeniami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, życie. Ciekawe to, a może i smutne... Ta historia niewątpliwie pokazuje, że mimo najlepszych chęci nie mamy wpływu na to, co myślą o nas inni. Nie mamy też wpływu na system komunikacji w firmie, którego głównymi narzędziami są pomówienia, domysły i plotki.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Każda praca nas czegoś uczy. I to czasem mogą być bardzo cenne, choć bolesne lekcje. Wiesz, z perspektywy czasu uważam, że wiesz już dokładnie, kiedy jesteś we właściwym miejscu.

      Usuń